Przejdź do treści

Edukacja: Choroba „pośpiechu”

Choroba „Pośpiechu”

Ranek: komp, telefon, notowania, analiza, zlecenia. Poszło!

Cholera! Znowu spóźniony! Korki i net słaby, więc spieszysz się, na wpół idziesz, na wpół biegniesz i łapiesz miejsce w sali konferencyjnej. Zerkasz na notowania: nie jest dobrze (ciekawe, że zazwyczaj „nie jest dobrze”…) Kilka minut później zdajesz sobie sprawę, że masz „podwójne telco”, więc przepraszasz i biegniesz, aby dołączyć do połączenia konferencyjnego.

E-maile, SMS, „WhatsApp-y”.

Zakupy z telefonem przy uchu, „jednym okiem” na wyniki, szybka odpowiedź na e-maile oznaczone jako „pilne”. A! jeszcze odebrać starsze ze szkoły i odstawić na judo, a młodszą z przedszkola i dostarczyć na balet.

Nie ma przerwy nawet po powrocie do domu. W jakiś sposób żonglujesz gotowaniem/odgrzewaniem posiłku, „odrabianiem” pracy domowej (za naszych czasów robiliśmy to bardziej samodzielnie…), kładzeniem dzieci do łóżka i wykonywaniem prac domowych, analizując cały czas co się dzieje na rynku i co jutro w robocie. A potem, kiedy w końcu kładziesz się do łóżka, twój umysł wciąż pędzi, analizuje, przetwarza, martwiąc się o wszystkie rzeczy, z którymi wciąż nie jesteś w stanie się załatwić i będziesz musiał się jutro uporać.

Wydawałoby się, że żyjąc współcześnie, łatwiej zajmować się kilkoma obowiązkami naraz. W końcu dzięki telefonom komórkowym da się co chwilę sprawdzać giełdę i służbowe maile, dzięki laptopom możliwa staje się praca z każdego miejsca, w którym jest Internet, do tego wszystkiego mamy pralki i zmywarki. Ale to tylko pozory – dzięki technologii próbujemy robić więcej niż jesteśmy w stanie, w międzyczasie zajmując się dziećmi i próbując spać po 7-8 godzin. Psycholożka Rosemary K.M. Sword podkreśla, że takie zabieganie zwykliśmy nazywać wielozadaniowością.

Znajome? Niestety często tak… A to podstawowe objawy „choroby pośpiechu”, nazwanej tak w latach 50. ubiegłego wieku przez dwóch kardiologów z San Francisco – Meyera Friedmana i Raya Rosenmana (ang. hurry sickness). We współczesnej literaturze psychologicznej i medycznej funkcjonują również inne określenia tej przypadłości: syndrom presji czasu/zniecierpliwienia (ang. Time Urgency/Impatience syndrome, skrótowo TUI), syndrom przyspieszenia (ang. hurry syndrom), choroba z bycia przynaglanym (ang. hurry-up disease).

Friedman i Rosenman zdefiniowali chorobę pośpiechu jako „ciągłą walkę i nieustanną próbę osiągnięcia lub osiągnięcia coraz większej liczby rzeczy lub uczestniczenia w coraz większej liczbie wydarzeń w coraz krótszym czasie”.

Nasz całodobowy stan „aktywności” oznacza, że ​​coraz częściej cierpimy z powodu „strachu przed utratą”: jeśli czegoś nie zrobimy szybko, to transakcja może się nie powieść. Martwimy się, że cos się wydarzy podczas urlopu. Nie pozwalamy sobie na chorowanie czy niedyspozycję. Ta potrzeba pozostawania dostępnymi i „z ręka na pulsie” oznacza, że ​​ludzie chorzy na pośpiech pozostają stale „włączeni”.

Kiedy już zaczniemy ten cykl paniki, łatwo się do tego przyzwyczaić, a nawet zaakceptować. Mówimy sobie „taka robota”…

Bycie zajętym jest zwykle postrzegane jako cnota, ale kiedy bycie zajętym przeradza się w pośpiech, konsekwencje mogą być poważne. Tracimy zdolność do zatrzymywania się i myślenia, stajemy się mniej efektywni, a do naszej pracy wkradają się błędy, tracimy z oczu „duży obraz”, spada jakość.

Pośpiech dosłownie szkodzi zdrowiu: zwiększa produkcję kortyzolu, co może powodować długotrwałe problemy zdrowotne, takie jak depresja i wypalenie. Według Larry’ego Dosseya, lekarza i autora książki Space, Time and Medicine (Przestrzeń, czas i medycyna), człowiek Zachodu patrząc na zegar podświadomie odbiera przekaz: „Czas ucieka, życie przemija, pospiesz się!”. Świadomość szybkiego upływu czasu sprawia, że jego wewnętrzny chronometr też nabiera tempa. Choroba pośpiechu manifestuje się więc przyspieszeniem rytmu pracy serca, wzrostem ciśnienia krwi, które mogą prowadzić (jeśli są chroniczne) do poważnych chorób układowych. Żyjąc cały czas w szybkim tempie, ignorujemy pory spożywania posiłków, nie dbamy o odpowiednie nawodnienie, sięgamy po szybkie i niezdrowe batony. Aktywności fizyczna i sen schodzą na dalszy plan. Nasz umysł pozostaje ciągle w stanie nadmiernej stymulacji, co powoduje, że jesteśmy zmęczeni, niespokojni i drażliwość, ale nie możemy się zrelaksować. Zaczynamy odczuwać zmęczenie, bóle głowy, mieć problemy żołądkowe i obniżoną odporność.

Pośpiech może również wpłynąć na nasze relacje osobiste. „Szybkie” nawyki z pracy dopadają nas też w domu: nie mamy czasu dla najbliższych, przyjaciół, znajomych. Zbyt wielki pośpiech skutkuje ciągłym poczuciem niezadowolenia i irytacji, bo z tyłu głowy czeka wiele obowiązków. Pojawiają się problemy w rodzinie, bo nie słuchamy partnera, gdy do nas mówi, martwiąc się w tym czasie co jeszcze trzeba zrobić lub wrzeszczymy na dziecko, bo za wolno się ubiera.

Jak uciec od pośpiechu?

Czy da się coś zrobić, żeby „mieć więcej czasu”?

Czasu niestety nie możemy „wydłużyć”, zmagazynować czy pożyczyć. Wszyscy mamy go tyle samo, ale możemy zastanowić się, jak go spędzić, wypełnić, a na co nie chcemy przeznaczać ani minuty.

David Allen, twórca Getting Things Done, popularnej metody w dziedzinie zarządzania czasem, uważa, że o nie brak czasu nas męczy, ale to, że nie wypełniamy obowiązków, które sami sobie narzucamy. A narzucamy sobie za dużo niewłaściwych obowiązków. Kluczem do sukcesu i poczucia satysfakcji jest zatem skupienie się na właściwych dla nas rzeczach.

Nie pozwól też sobie wpaść w pułapkę ciągłego pędu i dążenia do więcej w tym samym czasie.. Zapytaj sam siebie – czy to nagły wypadek, czy pułapka pośpiechu?

Jeśli jesteśmy świadomi, że się spieszymy, możemy zacząć to kontrolować.

Kilka rad i wskazówek, jak to zrobić, żeby „zatrzymać czas” (w rozumieniu, zatrzymać dla siebie więcej czasu na zrobienie właściwych rzeczy).

  1. Zatrzymaj się i zrób sobie przerwę.

Dosłownie! Zatrzymaj się! Weź głęboki wdech!  Zacznij od uświadomienia sobie, że wpadłeś w pułapkę ciągłego pośpiechu. Zastanów się jak to zmienić. Ustaw powiadomienia o nieobecności, porzuć laptopa, podlej kwiatki, oddaj psa (kota, chomika, dzieci 😉 czy kto tam co ma do oddania) pod opiekę „dobrych ludzi”  i weź urlop . Ale uwaga: jeśli jesteś typem aktywnym, a nie plażowiczem, nie planuj zbyt intensywnie tysiąca punktów w swój plan podróży. Daj sobie luz! Wyłączenie się może być trudne, gdy jesteś przyzwyczajony do bycia „w ruchu”, ale korzyści z tego płynące mogą być ogromne. Tydzień lub dwa zabawy i relaksu zmniejszą niepokój i pozwolą ponownie ocenić i ustawić swoje priorytety.

  1. Zwolnij

Obserwuj reakcję swojego organizmu. Jak zaczynasz odczuwać presję czasu, zatrzymaj się!  Pomyśl, czy dana sprawa wymaga od ciebie wykonania jej w określonym terminie, czy jest on tylko twoim wewnętrznym założeniem. Wyczerpująca praca i walka o odpoczynek nie są dobre ani dla ciebie, ani dla twojej pracy. Wszyscy potrzebujemy czasu, aby się zatrzymać i pomyśleć, odzyskać właściwą perspektywę i podsumować swoje zadania. Zwykłe robienie regularnych przerw, nawet po to, by „rozprostować nogi”, może pomóc zwolnić i zebrać myśli. Warto tez nauczyć się prostych technik relaksacyjnych.

  1. Bądź bardziej asertywny w tym, co robisz.

Jeśli zauważasz, że twój pośpiech jest spowodowany przez inne osoby, daj im o tym znać i przekaż jasną informację zwrotną dlaczego czegoś nie zrobisz. Naucz się odmawiać. Zapytaj, dlaczego jesteś proszony o zrobienie czegoś? Twoja choroba pośpiechu może być spowodowana zbyt częstym zgadzaniem się na prośby innych i braniem zbyt wiele na siebie.

  1. Zatrzymaj wielozadaniowość.

Niebezpieczeństwo żonglowania wieloma zadaniami polega na tym, że rozpraszasz się i albo nie będziesz pracować najlepiej, jak potrafisz, albo czegoś nie ukończysz. Zamiast na kilku zadaniach skup się na jednej rzeczy na raz. Wykonasz lepszą pracę i będziesz się mniej spieszyć. Skupiaj się na wykonywaniu zadań efektywnie, a nie na czas.

  1. Ustal priorytety swoich zadań.

Ustalanie priorytetów to kluczowa umiejętność, pozwalająca „ogarnąć” napięte do granic możliwości czasowych dzienne plany. Dzięki priorytetom  porządkujemy otaczający nas chaos, tworzymy spokój i redukujemy stres. Zaplanuj kolejność prac, skoncentruj się na tym, co najważniejsze i odłóż na bok – lub po cichu odrzuć – trywialne i nieistotne.

  1. Pracuj nad umiejętnością zarządzania sobą w czasie.

Każda, także twoja doba ma tylko 24 godziny. Dobre zarządzanie czasem pozwala na jak najmądrzejsze ich wykorzystanie i wypełnienie właściwymi czynnościami. Przestań spoglądać na zegarek. W ten sposób nie zmienisz jego biegu.

  1. Szukaj wsparcia.

Twój partner, szef, współpracownicy i rodzina mogą być wspaniałym źródłem wsparcia. Praca z silnym „zapleczem” i znajdowanie sojuszników to świetny sposób na dzielenie się obawami i obowiązkami oraz na to, aby „zajętość” nie stała się „pośpiechem”. I pamiętaj: proszenie o pomoc to nie słabość.

  1. Bądź pozytywny.

Łatwo wpaść w tryb negatywnego myślenia, gdy jesteś przeciążony i w pośpiechu. Praca z pozytywnym nastawieniem może pomóc poczuć, że podołasz wyzwaniom, które przed tobą stoją i zmotywować do stawienia im czoła. Ustaw realistyczne oczekiwania i spróbuj użyć afirmacji i „programowania sukcesu”, aby zwiększyć swoje pozytywne nastawienie.

  1. Popraw swoją samoświadomość.

Nasze emocje sięgają zenitu, gdy pracujemy pod presją czasu. Ważne jest więc umiejętne zarządzanie nimi. Naucz się je zauważać i stosować techniki radzenia sobie z nimi.

I najważniejsze: zaakceptuj fakt, że nie zawsze można zrobić wszystko co byś chciał w zaplanowanym przez ciebie czasie.

K.K